edyta_wachJestem pielęgniarką z szesnastoletnim stażem pracy. Swoją zawodową karierę zaczęłam w 2002 roku od pracy w opiece długoterminowej. Trzy lata temu przeniosłam się do zakładu opiekuńczo-leczniczego z oddziałem dla apalicznie chorych i w międzyczasie podjęłam pracę w żorskim Hospicjum im. Jana Pawła II. Zdecydowałam się na pracę w tej placówce, ponieważ jestem w trakcie specjalizacji z opieki paliatywnej i bardzo chciałam skonfrontować wiedzę teoretyczną z praktyką.

Sztuką jest mieć pracę, którą się kocha i oddaje się jej całe serce. Mam to szczęście, że posiadam ten brylant! Nie traktuję pracy jako mus czy powinność – traktuję ją jako miłość i pasję. To właśnie w tym miejscu, dzięki ludziom których tu poznałam, obserwując ich zaangażowanie i poświęcenie, żywe stały się słowa Cicely Saunders: „Liczysz się tylko Ty, ponieważ jesteś sobą. Liczysz się do ostatniej chwili swojego życia. I zrobimy wszystko, żeby Ci pomóc nie tylko umrzeć w spokoju, lecz żyć aż do śmierci”.

Stan terminalny to aktywny postępujący proces chorobowy, który nie powoduje już leczenia przyczynowego i nieuchronnie prowadzi do śmierci. Zaangażowanie i poziom empatii pielęgniarek pomaga niejednokrotnie przetrwać ból i cierpienie, również w obliczu końcowej fazy nieuleczalnej choroby. Bardzo ważne w tych chwilach jest profesjonalne wsparcie personelu medycznego, zarówno wobec samego chorego, jak i jego najbliższych.

Pielęgniarki są doskonale przygotowane do zaoferowania pełnej współczucia i wykwalifikowanej opieki nad pacjentami w terminalnej fazie choroby i ich rodzinami. Fundamentalnym obowiązkiem pielęgniarek w podejściu paliatywnym jest uśmierzanie bólu i łagodzenie cierpienia, by zredukować udrękę i podnieść jakość życia osobom umierającym i ich rodzinom.

Wysoka jakość opieki podczas ostatniego etapu życia przyczynia się do spokojnej i godnej śmierci oraz dodaje sił i wsparcia członkom rodziny.

Trudno o trafniejsze zdefiniowanie ważkości roli postawy pielęgniarskiej wobec umierającego człowieka, niż słowa św. Jana Pawła II zawarte w Karcie Pracowników Służby Zdrowia: „Postawa wobec śmiertelnie chorego jest często bankiem prób zmysłu osądu i miłości, godności ducha, odpowiedzialności i zdolności zawodowej pracowników służby zdrowia […]. Ta uważna i troskliwa obecność pobudza ufność, nadzieję w chorym oraz pojednuje go ze śmiercią. Jest jedynym wkładem, jaki pielęgniarka i lekarze wykonują, to co mogą i powinni dać umierającemu, by nad strachem przeważyła nadzieja w miejsce odrzucenia weszła akceptacja.”

Sytuacja, w której nie można już liczyć na wyleczenie lub znaczne wydłużenie życia, wyzwala w człowieku wiele obaw o cierpienie ciała, utratę godności, o bycie ciężarem dla innych, opuszczenie, rozstanie z bliskimi, cierpienia duchowo-egzystencjalne, wyrzuty sumienia oraz rozterki religijne. Opieka nad takim chorym powinna obejmować wszystkie sfery życia: somatyczną, psychiczną, społeczną i duchową. Powinna być oparta na empatii, odznaczać się serdecznością i otwartością na cierpienie chorego, zmierzać do zapewnienia ulgi w cierpieniu przy poszanowaniu i zaakceptowaniu człowieka takim, jakim jest.

Celem opieki nad chorym w okresie terminalnym jest osiągnięcie i utrzymanie jak najlepszej jakości życia poprzez uśmierzenie dokuczliwych objawów, zaspokojenie potrzeb oraz towarzyszenie pacjentowi podczas jego odchodzenia w sposób, jaki on sam sobie wybrał i zaplanował.

Praca w hospicjum daje mi ogromną satysfakcję. Po dyżurze jestem niejednokrotnie zmęczona, jednak uśmiech pacjenta, wdzięczność rodzin szybko rekompensuje mój wysiłek. Czuję, że to co robię ma sens.

Oczywiście bywają też trudne chwile, kiedy nie jestem w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb chorego, nie potrafię mu pomóc, choć bardzo się staram. Jestem tylko człowiekiem, a niestety ludzie w strachu przed śmiercią, w cierpieniu, nie zastanawiają się często, jak ciężką i pełną poświęcenia pełnimy służbę, aby oni lub ich bliscy mogli godnie i w spokoju odejść. Jak trudne są to chwile dla całego zespołu – przecież my jesteśmy w pracy i musimy z tym cierpieniem w sercu wytrwać do końca dyżuru, starając się nie okazywać pozostałym pacjentom swojej bezradności w walce z nieuchronną śmiercią.

Jak trudno jest, gdy na dyżurze umiera ktoś, z kim się zżyłaś, kogo niejako pokochałaś, kto witał cię szerokim uśmiechem, opowiadał co mu się śniło, co słychać w domu. Niestety, choroba wykrada czas, nieubłaganie nadchodzi ta chwila, ta ostatnia minuta, kiedy ten bliski memu sercu pacjent oddaje ostatni oddech, kiedy po jego policzku spływa ostatnia łza… Odchodzi na drugą stronę, zostawia tu rodzinę, wspomnienia po sobie. Pozostaje smutek i żal. Nie usłyszę już więcej „Co słychać Edytko? Jak dobrze cię dzisiaj widzieć!”.

Każdy chory pozostawia w mym sercu cząstkę siebie. Praca tutaj przewartościowała moje życie – staram się doceniać każdy dzień, cieszę się, że jestem tu i teraz, bo jutra może nie być.

Edyta Wach, pielęgniarka związana z hospicjum od 2015 r.