Moja praca – służba polega na byciu przy chorym. Zanim ruszyło hospicjum stacjonarne, wyznaczano nam chorego do opieki w domu. Z rodziną ustalam, jak często przychodzić. Gdy jestem – rodzina ma wtedy czas dla siebie. Od tej pory pacjent jest najważniejszy dla mnie. Myślę o nim, modlę się za niego i jego rodzinę.
Chory jest dla mnie bardzo ważny. Staram się, by czuł się przy mnie dobrze. Zdobywam jego zaufanie, słucham, staram się go poznać. Czy praca w hospicjum nauczyła mnie czegoś nowego? Oczywiście. Dzięki tej służbie nauczyłam się dobroci, cierpliwości i pokory, a największa nauka płynie od samego chorego. Czy coś odkryłam? Tak. Przed każdym cierpieniem chylę czoła, podchodzę „na paluszkach”, po cichu.
Praca z pacjentem i rodziną jest cudowna. Gdy przychodzi dzień odwiedzin, a pacjent jest na tyle silny, to czeka na mnie. Stara się uśmiechać mimo cierpienia. Jest wspólna kawa, herbata. Staram się opowiedzieć coś ciekawego, żeby odejść od choroby. Często kiedy jesteśmy sami, pacjent czuje się tak bezpieczny i obdarza mnie takim zaufaniem, że zwierza się ze swoich tajemnic skrywanych latami przed rodziną. I to właśnie jest budowanie mostu między chorym a wolontariuszem.
Szpitale wypisują pacjentów w terminalnym okresie choroby, bo nie są przygotowane do opieki nad nimi. A chorzy ci wymagają jej przez całą dobę. Właśnie taką opiekę daje hospicjum. Stara się, by nie bolało. Chorzy mogą liczyć na fachową pomoc lekarzy, pielęgniarek. Każdy chory jest najważniejszy i na pierwszym miejscu. Po stracie bliskich organizujemy spotkania dla rodzin w żałobie. Każdego miesiąca (drugi wtorek) odprawiana jest Msza św. w kaplicy. Ta praca daje satysfakcję, czuję się spełniona dzieląc się miłością z innymi.
Hospicjum to tez Życie! Nie kojarzmy go tylko ze śmiercią. Ludzie umierają w domu, szpitalu i w wypadkach. Hospicjum to człowiek nieuleczalnie chory, jego życie dobiega kresu. I tu pacjent musi odczuć piękną relację między nim a jego najbliższymi, lekarzem, pielęgniarką, wolontariuszem, kapelanem, psychologiem.
Pod opieką hospicjum pacjenci dziękują Bogu za każdy dzień, przespaną noc, za uśmierzenie bólu, za to, że nie są sami. Ja natomiast dziękuję Bogu zawsze za każdego pacjenta, za nowe doświadczenie i naukę.
W mojej posłudze wolontariuszki są chwile, których się nie zapomina. Przez dłuższy czas opiekowałam się Panią, której choroba zaczęła postępować – miała problem z przyswajaniem pokarmu. Przygotowując jej posiłki śpiewałam Maryjne pieśni. Karmiąc ją zauważyłam, że płacze. Zapytałam, czy cierpi. Odpowiedziała, że tak, ale nie z powodu choroby ciała, lecz duszy. Zwierzyła się. Jej serce było pełne tęsknoty za Bogiem i Komunią świętą. Opowiadała, że bardzo lubiła chodzić na nabożeństwa majowe, lubiła śpiewać pieśni. Teraz żyje jednak niesakramentalnie. Po wysłuchaniu jej zwierzeń, moje serce zaczęło bić mocniej. Chciałam pomóc jej w tej tęsknocie. Wiedziałam, że od tego pragnienia spotkania się z Jezusem jest nasz Kapelan. Zapytałam, czy na pewno chce. Nie było na co czekać. Opowiedziałam o jej tęsknocie i pragnieniach naszemu Kapelanowi, który ją odwiedził. Następnego dnia, gdy odwiedziłam chorą zastałam ją rozpromienioną, radosną, z uśmiechem na twarzy. Odebrałam ten dom jako nowe Betlejem – miejsce, gdzie narodził się Jezus.
Święta Matka Teresa z Kalkuty widziała w każdym opuszczonym i bezdomnym Jezusa. Ja, obcując z chorymi, widzę Jezusa dźwigającego krzyż, obnażonego z szat – w drodze krzyżowej.
Dziękuję Bogu, że jestem wolontariuszką. Chcę jak miłosierny Samarytanin służyć tam, gdzie jestem posłana.
Zyta Markulak
wolontariuszka „Hospicjum im. Jana Pawła II” w Żorach od 2006 roku