Słowo hospicjum pochodzi od łacińskiego słowa hospititum przyjaźń, gościnne przyjęcie, gościnny dom.

W ramach hospicjum domowego zespół hospicyjny (lekarz, pielęgniarka, wolontariusz i kapelan na życzenie rodziny) opiekuje się chorym w domu.

Hospicjum stacjonarne przeznaczone jest dla tych, którzy z różnych powodów chorują w samotności lub też stan chorego nie pozwala z różnych powodów na opiekę nad nim w domu.

W hospicjum nie skupiamy się na śmierci, ale na wartości życia niezależnie od jego kondycji.

Historia powstawania hospicjum na świecie i w Polsce

Tworzenie miejsc wspomagających chorych znane jest od wieków. Zakładano przytułki dla bezdomnych, chorych i samotnych, opiekowano się nimi, rozmawiano. W XX wieku pojawiło się nowe miejsce – hospicjum. Pierwsze z nich powstało czterdzieści lat temu w Londynie. Cicely Saunders podczas rozmów z nieuleczalnie chorym polskim lotnikiem, Dawidem Taśmą, wpadła na pomysł założenia instytucji, która pomogłaby godnie przeżyć ostatnie chwile życia, uporządkować ziemskie sprawy i odejść w pokoju ze sobą i światem. Realizacja idei zajęła jej dziewiętnaście lat, a w 1967 roku powstało pierwsze na świecie hospicjum – Hospicjum Świętego Krzysztofa w Londynie.

Dlaczego to miejsce było potrzebne Założycielka zdała sobie sprawę z ogromu cierpień przeżywanych przez ludzi, którym medycyna nie jest już w stanie pomóc (zakończono w ich przypadku tzw. leczenie przyczynowe). W szpitalu byli w pewnym sensie zbędnymi pacjentami, pozostawało im czekanie na śmierć. Hospicjum miało stać się miejscem, które nada sens tym ostatnim chwilom, zapewniając osobom odchodzącym wszechstronną opiekę i wsparcie, których nie zawsze mogli oczekiwać w szpitalu, ukierunkowanym na przywracanie do zdrowia.

Wkrótce powstawały podobne instytucje na całym świecie, wzorując się na pierwowzorze. Sama Saunders była zdziwiona popularnością stowarzyszenia, które sama stworzyła, popierała każdy kolejny projekt, uważając, że wszędzie na ziemi ludzie mają prawo – bez względu na wyznanie, poglądy czy kolor skóry – godnie odejść z tego świata. Hospicjum stacjonarne, Świętego Łazarza w Krakowie było pierwszym tego typu ośrodkiem w Polsce. Budowa trwała długie lata, a w styczniu 1998 roku instytucja przyjęła pierwszych potrzebujących. Hospicjum Domowe działa w Krakowie od lat 70.

W roku 2005 w Polsce działało już 113 hospicjów, udzielających bezpłatnej pomocy osobom nieuleczalnie chorym, pomagało w nich około 2500 wolontariuszy. W tej liczbie znalazło się również nasze żorskie hospicjum.

Hospicjum stacjonarne a domowe

Hospicjum dzieli się na dwa rodzaje, stacjonarne i domowe. Hospicjum domowe ma na celu pomoc w domowym zaciszu. Chorego odwiedza zespół hospicyjny, czyli wolontariusz, lekarz, pielęgniarka, psycholog oraz, jeśli tego zażyczy sobie pacjent, ksiądz – kapelan. W tym czasie udzielają potrzebnej pomocy, wspierając chorego i rodzinę.

Hospicjum stacjonarne to miejsce, wybudowane z myślą o pobycie tam nieuleczalnie chorych. Nie jest ono szpitalem, choć zapewnia opiekę medyczną, ale ma na celu bycie domem dla osób tam przebywających. Umieszcza się tam chorego tylko w sytuacji, gdy z jakichś powodów niemożliwa jest opieka w ramach hospicjum domowego. Jest tylko kilka takich sytuacji: „Pierwsza, jeśli chory potrzebuje całodobowej opieki medycznej. Druga, jeśli chory nie ma bliskiej osoby lub rodzina jest za daleko, by się nim mogła opiekować. Trzecia, tymczasowo – tzw. opieka wyręczająca, gdy rodzina na przykład musi wyjechać i nie ma kogo pozostawić, by opiekował się osobą chorą” – opowiada pani Dorota Domańska, była prezes żorskiego hospicjum.

Trzeba zaznaczyć, że chorego nigdy nie zabiera się go do hospicjum stacjonarnego bez konkretnej przyczyny. Dla ludzi najważniejsza jest śmierć w otoczeniu rodziny, znajomych, we własnym domu, gdzie czują się najlepiej – i to dla hospicjum jest priorytetem.

Dorota Kuczmarska i Aneta Antosiak

Co ludzie sądzą na temat hospicjum?

Przeprowadzając ankietę wśród koleżanek i kolegów, dowiedziałam się, że zdecydowana większość – 86% – uważa, że hospicja są potrzebne; 6% nie ma zdania, zaś 8% przeczy potrzebie ich istnienia. Prosząc, by coś powiedzieli na ten temat, bez względu na wiek większość odpowiada praktycznie to samo. Skojarzenia ze słowem „hospicjum”? Śmierć, cierpienie, ból, wolontariat, pomoc – odpowiada czterdziestoletnia kobieta. Jej ostatnie słowa potwierdza M.D., czternastoletnia dziewczyna: Słowa hospicjum i wolontariusz kojarzą mi się przede wszystkim z pomocą. Chęcią jej niesienia i przyjmowania. Okazywania wewnętrznych uczuć. A potem dopowiada: Dzięki takim grupom jak oni nasza planeta staje się lepsza. Czujemy, iż świat nie jest stworzony tylko z egoistów. Również dwudziestotrzyletni student z Krakowa twierdzi podobnie: To ludzie, na których można polegać.

Nietrudno jest jednak spostrzec, że temat hospicjum jest dla niektórych zbyt wrażliwy. Współczesny człowiek najczęściej ucieka przed tematem dotyczącym przemijania i śmierci – twierdzi Agata, szesnastolatka. – Człowiek żyje po to, żeby mieć, a nie po to, żeby być. Nie możemy jednak ulegać zbyt stereotypom; zaprzeczeniem tych słów jest chociażby bezinteresowna pomoc wolontariuszy i to, że takie placówki jednak istnieją. Oni chcą pomagać, chcą istnieć i chcą być, szerząc wiarę i nadzieję, likwidując ból i cierpienie. Ludzie silni są potrzebni słabszym, a słabi potrzebni są silnym – dodaje Agata. – Trzeba uświadomić sobie, choremu, jak i jego rodzinie, że cierpienie i ból w obecności drugiego człowieka to też życie. Podstawowym powołaniem wolontariatu hospicyjnego jest znalezienie czasu dla drugiego człowieka. Poświęcenie mu paru godzin ze swojego życia. Jeżeli wydaje nam się, że to trudne, to zawsze jako ludzie wierzący możemy sobie zadać pytanie: „Co zrobiłby Jezus”? Odpowiedź jest jedna i prosta: pomógłby człowiekowi…

W hospicjum pomoc łączy się z cierpieniem, szczęście ze smutkiem, uśmiech z bólem, życie ze śmiercią. Tak naprawdę nie umiem powiedzieć, czym jest śmierć, bo jeszcze nie wiem, czym jest życie – odpowiada Kay, piętnastolatka, internetowa znajoma. – Mogę tylko podejrzewać, że dla chorych w hospicjum jest ostatnią, ale najważniejszą podróżą. Czymś, co uśmierza ból. Wybawieniem.

Nie możemy twierdzić, że jeśli będziemy chorymi terminalnie, czeka nas tylko i wyłącznie śmierć. Nie. Przed nią czeka jeszcze życie; i to od nas zależy, jak je spędzimy.

Dagmara Bator